BIBLIOTEKA

Teksty źródłowe
Masowy mord w obozach zagłady


Opinia izraelskiego historyka Israela Gutmana na temat przyczyn umieszczenia przez Niemców obozów zagłady na okupowanych ziemiach polskich.

„Czasami twierdzi się, że Niemcy specjalnie wybrali Polskę na miejsce realizacji „ostatecznego rozwiązania” i zlokalizowali tu obozy zagłady, ponieważ powszechny wśród Polaków antysemityzm dawał szansę poparcia miejscowej ludności. W rzeczywistości brak poważnych podstaw dla takiego twierdzenia i wydaje się, że inne czynniki, przede wszystkim o charakterze technicznym, zadecydowały o wyborze. Polska znajdowała się całkowicie pod administracją okupacyjną, przy której nie istniały żadne mniej lub bardziej autonomiczne władze polskie. Niemcy nie musieli pytać Polaków, a tym bardziej polskich władz, czy zgadzają się na tworzenie obozów zagłady na ich ziemiach. Niemcy nie uzależniali tworzenia obozów ani też innych działań od stanowiska społeczeństwa polskiego. Polacy, poza pomocniczymi siłami polskiej policji (tzw. potocznie policji granatowej), nie wzięli czynnego udziału w realizacji „ostatecznego rozwiązania”. Można przyjąć, że hitlerowcy w Polsce ulokowali obozy zagłady, ponieważ tutaj – oraz innych krajach Europy Wschodniej – mieszkały miliony Żydów, a także dlatego, że łatwiej było tu utrzymać zbrodnię w tajemnicy przed ogółem ludności, politykami, opinią publiczną pozostałych państw świata niż w okupowanej Europie Zachodniej.”

Źródło: Israel Gutman, hasło „Zagłada”, [w:] „Żydzi w Polsce. Dzieje i kultura. Leksykon”, Redakcja Jerzy Tomaszewski, Andrzej Żbikowski, Warszawa 2001, s. 544


Fragmenty wspomnień Jana Fąfary, mieszkańca Bodzentyna i świadka likwidacji getta w Bodzentynie, 19 września 1942 r.

„Gdy Niemcy wywozili Żydów z Bodzentyna, zegnali ich na Dolny Rynek [...]. Alarm rozpoczął się o 8 rano. Zaczęto bić w dzwony, a żandarmi i policja żydowska chodzili po mieście od domu do domu, gdzie mieszkali Żydzi i wypędzali nieszczęśliwych z mieszkań. Było chyba kilkunastu żandarmów. Chorych oraz starych, zniedołężniałych i dzieci członkowie ich rodzin wynosili na plecach. Razem z Żydami ze Słupi Nowej poprowadzono wszystkich poprzez Wzdół Rządowy i Michniów do Suchedniowa. Ile godzin trwała ta golgota? Po rowach leżało potem pełno zamordowanych, przeważnie kobiet, ludzi starych i dzieci. Obok nich walały się porzucone tobołki z ich osobistymi rzeczami. W Suchedniowie hitlerowcy załadowali Żydów do wagonów towarowych i wywieźli do Treblinki...
W mieście zostali tylko policjanci żydowscy. Byli tutaj dotąd, dopóki nie wyszukali i nie wydali Niemcom rzeczy, pochowanych przez Żydów w różnych skrytkach i schowkach. Potem ustawiono ich w trójki i tą samą drogą, jaką w jesieni wypędzono wszystką ludność żydowską z Bodzentyna, pognano i policjantów. Dokąd wywieziono ich z Suchedniowa, niestety, nie wiadomo.”

Źródło: Eugeniusz Fąfara, „Gehenna ludności żydowskiej”, Warszawa 1983, s. 430


Fragmenty wspomnień Jerzego Gołębskiego, dyżurnego ruchu na stacji kolejowej w Suchedniowie, świadka deportacji Żydów 21 IX 1942 r.

„Przypominam sobie, widziałem, jak Niemcy prowadzili Żydów. Oni ich zgromadzili na placu w Suchedniowie. Tam był plac nad rzeką. Gromadzili Żydów z tych wszystkich wiosek i miasteczek. I z Bodzentyna. W jedno miejsce. I oni tam siedzieli, ci Żydzi, pod gołym niebem, około dwóch dni. Dzień i noc. A Niemcy spacerowali w pelerynach, a na tych Żydów padał deszcz. Oni nie mieli żadnych okryć. I nie wolno im było chodzić. Ani stać. Wszyscy musieli siedzieć. [...] I gdy podstawili te wagony pod rampą, to było, zdaje się, około piętnastu tych wagonów krytych... kryte, zwykłe wagony, którymi się wozi bydło i towary. Były wychlorowane. Więc pędzono tych Żydów grupami na rampę. Tam ich zbierali wszystkich, podstawiali wagony i wpychali ich do środka. Do jednego wagonu, tak przypuszczalnie, wpychali około stu Żydów. [...]
To było w 42-gim roku. Ja byłem kawalerem jeszcze i mieszkałem tutaj na stacji. Jak raz pamiętam miałem wtedy wolne i poszedłem zobaczyć. To była, zdaje się, jesień, tak, taka późna jesień. Było mglisto, trochę zimno. Ale Niemcy nie dali się nam wtedy przybliżyć. Oni mieli tych volksdeutschów w takich czarnych mundurach, którzy umieli mówić po polsku. I psy też mieli. Obstawieni byli karabinami maszynowymi dookoła, że strach było podejść do nich.
Żydzi prosili o wodę. Wyglądali z wagonów i prosili, żeby im podać. Nie mogliśmy w żadnym wypadku podejść, bo tamci chodzili naokoło i odpędzali precz. Dzieci tak płakały, obłapywały rękami tych Niemców, ale Niemcy łapali ich i jak już nie było miejsca w tych wagonach, to wrzucali je nad głowami starszych. Po prostu ludzi to ubijali nogami, żeby można było drzwi zamknąć. I wagony wtedy siłą zamykali, tak że nieraz to i rękę było widać. Przyciskali tę rękę Niemcy.
Później nie wiem, co się dalej stało...
Nie, jeszcze sobie przypominam. Nad ranem przyszedł pociąg i zabrał te wagony. I wyjechali w stronę Skarżyska. Dalsza droga, to już mi nie jest znana.
Wtedy już nie było więcej Żydów...”

Źródło: Jerzy Janicki, Bronisław Wiernik, „Reszta nie jest milczeniem”, Warszawa 1960, s. 47-48


Oświadczenie Obersturmführera SS Kurta Gersteina dotyczące zagłady ludności żydowskiej w Bełżcu, złożone 4 maja 1945 roku.

„Na drugi dzień (18 VIII 1942 r.) pojechaliśmy do Bełżca ... W tym dniu nie dostrzegłem zabijania, lecz tego gorącego sierpnia czułem woń, od której cała okolica wydawała się być zarażona dżumą a wszędzie były miliony much ...
Następnego ranka około godz. 7 dało się słyszeć: „Za 10 minut nadchodzi pierwszy transport”. Rzeczywiście po kilku minutach przyjechał pociąg ze Lwowa; 45 wagonów z 6700 Żydami, z których 1450 było już martwych ... Pociąg zatrzymał się. 200 Ukraińców odsunęło drzwi i bijąc skórzanymi kańczugami wypędzało Żydów z wagonów. Kolejne rozkazy przekazywano przez megafon: rozebrać się całkowicie, także protezy, okulary itp., oddać kosztowności (bez pokwitowania); buty powiązać dokładnie ... kobiety i dziewczęta skierowano następnie do fryzjera, który dwoma-trzema ruchami nożyc ścinał włosy i wrzucał do worków na kartofle ...
Następnie ruszyła procesja ... W przodzie - młoda dziewczyna, piękna jak z obrazka ...Tak szli wszyscy nadzy, mężczyźni, kobiety, dzieci ... Matki z niemowlętami na rękach - powoli wchodziły do komór gazowych. Przy drzwiach stał tęgi SS-owiec, który ojcowskim tonem mówił do tych biedaków: „przechodźcie nie zatrzymując się! Powinniście odsapnąć w komorach, oddychajcie głębiej, ta inhalacja jest konieczna, aby zapobiec chorobom i epidemiom”. Na pytanie co się z nimi stanie, odpowiedział: „Mężczyźni naturalnie powinni pracować, budować domy i drogi, a kobiety nie muszą pracować. Jeżeli tylko zechcą, mogą pomóc w kuchni lub gospodarstwie domowym”
... Na koniec komory zapełniły się bardzo ciasno ... Ludzie stali jeden przy drugim: 700-800 osób na 25 m2, w 45 m3. SS-owcy stłoczyli ich jeden do drugiego, jak tylko było to w ogóle możliwe. Zamknięto drzwi, pozostali oczekiwali nago swej kolejki na zewnątrz. Ludzi mieli zabić spalinami silnika dieslowskiego. Silnik jednak nie działał. Zbliżył się kapitan Wirth. Widać było, iż jest mu nieprzyjemnie, że zdarzyło się to akurat dziś, w mojej obecności ... Minęło 50 minut i 70 sekund - diesel nie działał ... Kapitan Wirth uderza kańczugiem po twarzy 12-13 razy Ukraińca, który przy dieslu pomagał Unterscharführerowi SS Heckenholtowi. Dopiero po 2 godzinach i 49 minutach silnik zaczął pracować ... Minęło jeszcze 25 minut. Teraz na pewno większość nie żyje. Widać to przez małe okienko, gdy na chwilę oświetlono komory. Po 28 minutach oddycha zaledwie kilka osób. W końcu po 32 minutach nikt nie żyje.
Ludzie z roboczego komando otwierają drewniane drzwi z przeciwnej strony. Za wykonanie tej wstrętnej roboty obiecano Żydom wolność i tysięczną część znalezionych kosztowności ... Trupy, mokre od potu i moczu, z nogami zabrudzonymi kałem i krwią menstruacyjną, wyciąga się na zewnątrz. Trupy dzieci wyrzuca się. Nie wolno stracić ani minuty. Nahajki Ukraińców świszczą wśród komanda. Dwa tuziny dentystów obcasami rozwiera szczęki i sprawdza czy jest złoto. Ze złotem na lewo, bez złota na prawo. Inni dentyści obcęgami lub młotkami wyłamują ze szczęk złote zęby i koronki.
W pobliżu przechadzał się kapitan Wirth. Był w swoim żywiole. Kilku robotników szukało złota, brylantów i kosztowności w narządach płciowych i odbytnicy ... Nagie trupy odnoszono na około metrowej długości noszach do jamy o wymiarach 100 x 20 x 12 m. Po pewnym czasie warstwa trupów osiadła znacznie i można było kłaść następną warstwę. Następnie zasypano je 10 cm piasku, tak że wystawały tylko pojedyncze głowy i ręce.”

Źródło: Aleksander Krugłow, „Deportacja ludności żydowskiej z Dystryktu Galicja do obozu w Bełżcu w 1942 roku”, [w:] „Biuletyn ŻIH”, nr 3/1989, s. 110-111


Rozkaz Heinricha Himmlera do komendanta KL Auschwitz w Oświęcimiu Rudolfa Hössa o przeznaczeniu obozu do „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”, lato 1941 r.

„W lecie 1941 r. - dokładnej daty nie potrafię podać w tej chwili - zostałem nagle wezwany do naczelnego dowódcy SS do Berlina bezpośrednio przez jego adiutanturę. Himmler, wbrew swemu zwyczajowi, bez asysty adiutanta oświadczył mi, co następuje:
«Führer zarządził ostateczne rozwiązanie kwestii żydowskiej. My, SS mamy ten rozkaz wykonać. Znajdujące się na Wschodzie miejsca wyniszczenia nie podołają akcji zamierzonej na wielką skalę. Wobec tego przeznaczyłem na ten cel Oświęcim, zarówno ze względu na jego korzystne położenie pod względem komunikacyjnym jak i dlatego, że obszar ten można łatwo izolować i zamaskować. Początkowo zamierzałem powierzyć to zadanie jednemu z wyższych oficerów SS, ale zaniechałem tego, pragnąc uniknąć trudności przy rozgraniczeniu kompetencji. Obecnie powierzam panu przeprowadzenie tego zadania. Jest to praca ciężka i trudna, wymagająca całkowitego poświęcenia bez względu na to, jakie wyłonią się trudności. Bliższych szczegółów dowie się pan od Sturmbannführera Eichmanna z Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy, który zgłosi się do pana w najbliższym czasie. Zainteresowane urzędy zostaną przeze mnie powiadomione we właściwym czasie.
Rozkaz ten ma pan zachować w najgłębszej tajemnicy nawet w stosunku do swych przełożonych. Po rozmowie z Eichmannem prześle mi pan natychmiast plany projektowanego urządzenia.
Żydzi są odwiecznymi wrogami niemieckiego narodu i muszą zostać wytępieni. Wszyscy Żydzi, których dostaniemy w nasze ręce, będą w czasie tej wojny bez wyjątku zgładzeni. Jeśli nie uda nam się teraz zniszczyć biologicznych sił żydostwa, to kiedyś Żydzi zniszczą naród niemiecki.»
Po otrzymaniu tego ważnego rozkazu powróciłem natychmiast do Oświęcimia, nie meldując się u mojej władzy przełożonej w Oranienburgu.”

Źródło: Rudolf Höss, „Relacja o zagładzie Żydów w obozie oświęcimskim” spisana podczas śledztwa w wiezieniu krakowskim w 1946 r. [w:] „Biuletyn Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce”, tom VII, 1951, s. 223


Relacja Dr Martina Foeldi z selekcji na rampie w Auschwitz-Birkenau, złożona w czasie procesu Adolfa Eichmanna w Jerozolimie:

„Tak naprawdę nie wiedzieliśmy, co się dzieje. Powiedzieli nam, że mężczyźni muszą stanąć po prawej stronie z dziećmi powyżej 14 r. życia, a kobiety i młodsze dzieci po lewej stronie. Więźniowie, którzy chodzili pomiędzy nami, mówili do kobiet «oddaj dziecko babci i pójdziesz do pracy». I tak to robili. Mój kuzyn oddał swoje dzieci babci. Kobiety zaczęły iść do przodu, my staliśmy i po chwili, nagle, one zniknęły. Stałem tam z 12-letnim synem. Nagle zaczęliśmy się przesuwać. Doszedłem do pewnego człowieka – nie wiem, kim był. Był ubrany w mundur niemieckiej armii. Był bardzo elegancki. Zapytał mnie, kim jestem z zawodu. Wiedziałem, że prawnik do niczego się nie przyda, wiec powiedziałem, że jestem byłym oficerem. Popatrzył na mnie i zapytał: «Ile lat ma ten chłopiec?» W tym momencie nie mogłem skłamać. Powiedziałem: «On ma 12 lat». I wtedy on powiedział: «A gdzie jest jego mama?» Powiedziałem: «Poszła na lewą stronę». I wtedy on powiedział do mojego syna: «Biegnij za mamą». Ja poszedłem na prawą stronę i widziałem, jak on biegnie. Zastanawiałem się, czy będzie w stanie znaleźć mamę. Było tam tyle kobiet i mężczyzn. Ale udało mi się wypatrzyć żonę. Syn dobiegł do niej. Jak ją poznałem? Nasza córeczka miała na sobie jaskrawoczerwony płaszczyk. Ta czerwona plamka oznaczała, że jest tam moja żona. Plamka robiła się coraz mniejsza i mniejsza. Odszedłem i nigdy więcej już ich nie zobaczyłem.”


Fragment wspomnień Elie Wesela, piętnastoletniego świadka selekcji na rampie w Auschwitz-Birkenau.

„Wyszedł nam na powitanie oficer SS z pałką w dłoni. Rzucił rozkaz: «Mężczyźni na lewo! Kobiety na prawo!» Te sześć słów wypowiedział cicho, spokojnie, bez emocji. Sześć prostych, krótkich słów. Ale dla mnie był to moment rozstania z matką. Nie miałem czasu myśleć, ale czułem uścisk dłoni ojca. Zostaliśmy sami. Przez ułamek sekundy widziałem jeszcze moją matkę i siostrę, kierujące się na prawo. Czipora trzymała rękę matki. Widziałem, jak znikają w oddali. Matka gładziła siostrę dłonią po jasnych włosach, tak, jakby chciała ją ochronić. Ja zostałem z ojcem i innymi mężczyznami. Nie zdawałem sobie wówczas sprawy z tego, że właśnie w tej chwili, w tamtym miejscu, na zawsze rozstawałem się z matką i siostrą.”


Relacja Marii Śleziony z Jastrzębia złożona w 1978 r. na temat „marszu śmierci”.

„Tragiczny przemarsz więźniów obserwowałam wraz z domownikami z okna budynku, w którym do dziś mieszkam. Ulicą Pszczyńską pędzono więźniarki. Po lewej stronie ulicy odeszła od kolumny kobieta w bardzo zaawansowanej ciąży. Oparta o mur transformatora trzymała się za brzuch. Kolumna przechodziła, nie zatrzymując się. Nadszedł esesman, przepchnął rodzącą na prawą stronę drogi na pobocze. Podbiegliśmy do drugiego okna, z którego widoczność była lepsza. Więźniarka leżała na śniegu na plecach. Esesman strzelił jej w twarz z pistoletu i drugi raz w brzuch.. Gdy ulica opustoszała, wyszłyśmy zobaczyć zamordowaną więźniarkę. Była to młoda kobieta w wieku około dwudziestu pięciu lat.”

Źródło: „Auschwitz. nazistowski obóz śmierci”, Wydawnictwo Państwowego Muzeum Oświęcim-Brzezinka, 1998, s. 266


  
Anna Woźniak